Po piewszej porażce postanowiliśmy się nie poddawać i ponownie podjęliśmy próbę łapania stopa. Otrzymaliśmy pozytywną odpowiedź od couchsurfera z Guilina, którego musieliśmy złapać zanim wyruszy na weekendową wycieczkę, zatem stanęło przed nami prawdziwe wyzwanie ok 1300km w trzy dni. Rozpoczęliśmy pieszo, powoli opuszczając Yuanyang w kierunku Geiju. Dość szybko zatrzymał się samochód i podpierając się jakoś językiem migowym i kilkoma chińskimi zdaniami, które wycięliśmy z przewodnika dogadaliśmy się, że podrzuci nas właśnie do Geiju. Tym samym wiara w autostop odżyła i zaczęliśmy realnie myśleć o tym, że dojedziemy na czas. Kolejne kilometry pokonywaliśmy w całkiem niezłym tempie i wieczorem znajdowaliśmy się już na autostradzie prowadzącej prosto do celu.
No zdradzę wam tajemnice, udało się dojechać i to w dwa dni.
Dobrym pomysłem jest zaopatrzenie się w mapę zanim wybierzecie się do Chin, gdyż na miejscu okazuje się, że dobra mapa jest na wagę złota, a o angielskich nazwach miejsowości można tylko pomarzyć. Bardzo możliwe, iż w dużych miastach istnieje większe prawdopodobieństwo jej odnalezienia. My ostatecznie zakupiliśmy szkolną mapę ścienną :)