Pontonowy spływ po rzece Li zajął nam cztery dni, ze względu za deszcze, ale niespecjalnie nam się śpieszyło, gdyż widoki naprawdę są nieprzeciętne, a spanie na trasie w namiocie to tylko kwestia wyboru upodobanego miejsca. Rzeka nie ma silnego prądu i idealnie nadaję się na ponton, ale za to ile się trzeba nawiosłować. Jedyne na co trzeba uważać to statki wycieczkowe, które potrafią czasem wzbudzić niezłą falę oraz pstrykające aparaty Chińczyków uwieczniające nas wiosłująych, potrafią nie raz zirytować. Miejscowi poruszają się na bambusowych tratwach i dość często natykaliśmy się na rybaków, którzy łowią za pomocą kormoranów. Ptaka przywiązują do tratwy na długim sznurku, a jak zgłodnieje to leci, żeby jakąś rybkę wyłowić. Chciałby skonsumować, ale dupa, rybak zawiązał wcześniej pętelkę na szyi i kradnie mu rybę z gardła. Czyste złodziejstwo, a do tego panowie życzą sobie pięniążki za zdjęcia z ptakami i specjalnie podpływają pod statki, żeby zarobić na turystach. Co jak co, ale za zdjęcia nigdy nie płaciłam i płacić nie zamierzam. Yangshuo to bardzo ładne miasteczko, gdzie zjeżdżają dosłownie tłumy skośnookich turystów. Wieczorem przechadzając się po ulicach mija się tysiące ludzi, wszędzie sprzedają pamiątki, pełno sklepów i knajp z jedzeniem, a górki podświetlone na zielono pięknie prezentują się nocą.
Autobus powrotny do Gulina kosztował 18Y.
Nocleg; hostel w Yangshuo jest niemal co drugi krok, a oferowana cena za pokój 2os mieści się w granicach 70-100Y. Uparcie jednak chodziliśmy w wąskich uliczkach, negocjując 50Y i w końcu trafiliśmy do pani, która bez słowa kiwnęła, że się zgadza i pokazała nam pokój: a tam klimatyzacja, super nowa łazienka z gorącą wodą, suszarka, czajnik, ręczniki, akcesoria do mycia i uwaga!: komputer z internetem.