Wylądowaliśmy w Osh Guesthouse, w miejscu gdzie ląduję większość ludków z plecakiem, my zaś natrafiliśmy tam na mocną ekipę rowerową. Właściciel jest całkiem spoko, ale mógłby sobie darować osobną opłatę za wifi (100 somów za jeden dzień). Za łóżko w dormie zapłaciliśmy 260 somów. W mieście nie ma właściwie nic ciekawego do zobaczenia. Utwierdziłam się jedynie, że Kirgizi to owczy pożeracze, zagryzający mącznym plackiem. W okolicach Osz bazaru znajduje się parking taksówek, którymi można się udać do Biszkeku (12 godzin). Do jednej mieści się 7 pasażerów. Za jedną osobę przeciętnie płąci się 1000 somów w zależnośći od pory roku. Autobusy nie jeżdzą na tej trasie ze względu na krętą drogę położoną wysoko w górach. Widoki przepięknę, ale zawroty głowy i mdłości mnie nie zawiodły.